wtorek, 18 października 2011

Nie sprzedasz i nie kupisz tego, co kocham i lubię

Był poniedziałek. Tego dnia wstałem o 5:15. Dwadzieścia minut wcześniej niż w każdy dzień powszedni. Włączyłem telewizor, a tam pani Dorotka (najśliczniejsza pogodynka) powiedziała mi, że będzie zimno, ale słonecznie. Zaanonsowała przy tym, że końcem października będzie 17 stopni powyżej zera. Mimo tego, że wychodzę do pracy, kiedy jest ciemno i przeważnie z tego powodu jestem cholernie zły, tego dnia było inaczej. Ale o tym w trzecim akapicie.
Jako, że przed snem częstokroć myślę o przyszłości, tamtej nocy było tak samo. Tak fajnie mi się dumało, że na siłę walczyłem z własnymi powiekami, aby nie opadły. Nie chciałem zasypiać, bo myśli układały mi się w piosenkę. Nie tak, że rodził mi się w głowie jakiś tekst, ale tak, że jedna myśl goniła drugą śpiewająco, z lekkością ptasiego piórka. Zastanawiałem się jak bardzo polityka może zmienić człowieka, żeby swojemu bratu mógł wbić nóż w plecy. Czy owładnięcie żądzą władzy jest już uzależnieniem? Myślę sobie: na Teutatusa, pewnie tak. Przypadek, o którym wiem; ba, przypadek, który poczułem na własnej skórze, uświadomił mnie, że może tak być. Poszedłem dalej, myślę, czy mnie też grozi taka choroba? Przecie póki co nic na to nie wskazuje, ale skoro innych, wydawałoby się wcześniej, w pytkę ludzi, dolegliwość dotyka, to może i mnie dotknąć.

Obudziłem się nazajutrz. Przypomniałem sobie o tych wszystkich bliskich mi osobach, których nie potrafię w żaden sposób przecenić. Nie, mnie ta choroba nie grozi. Prędzej dostanę rzeżączki, niż postąpie nie w porządku wobec bliskich czy nawet niebliskich. Jeżeli jednak zauważycie u mnie niepokojące objawy, to proszę zgłaszać - tedy wypiszę się z tego bałaganu, bo cenię Was wszystkich ponad wszystko.

poniedziałek, 10 października 2011

Roztropnie

Myślałem, że ta niedziela będzie fatalna. Nie dość, że nabawiłem się kontuzji, to źle czułem te wybory. Ale nie!


KOLBUSZOWA ZACHOWAŁA SIĘ ROZTROPNIE I ZA TO JEJ DZIĘKUJĘ!! :)))